O mój rozmarynie rozwijaj się...

Się bufetowa wybrała w góry. Się pięła i pięła, dyszała niczym stara lokomotywa. Troszkę tam pstrykała, troszkę zastanawiała się nad przyszłością rodzaju ludzkiego a zwłaszcza rodzaju bufetowych, troszkę gapiła się w niebo. Potem dopadł ją zapach. Jak zwykle. Kręcenie w nosie donosi. Się bufetowa rozejrzała i oto oczom jej ukazały się bezkresne przestrzenie pokryte rozmarynem. O mój rozmarynie!!! O pachnący! O świeży! Wszystkie doniczki i przydomowe grządki z wcześniejszymi rozmarynami wydały się bufetowej jakieś takie... małe, tycie tyciusieńkie. Narwała zatem bufetowa, a jakże, rozmarynu. Dom nim dekorowała, zupę, siebie ;) I przyszłość rodzaju ludzkiego jakby w jaśniejszych barwach ujrzała.