Buñuelos.

Najpierw przychodzi zapach. 
Bufetowa rozgląda się, jakby można było zobaczyć zapach. 
Dostrzega stolik na głównym placu w białej hiszpańskiej wiosce. Starsza pani nabiera z czerwonej miski ciasto, trzy ruchy palcami i ciasto ląduje w kadzi z rozgrzanym olejem. 
Starszy pan, przewraca wybrzuszone pączunie na drugą stronę. 
Bach, bach, wszystko trwa może z dwie minuty. 
Potem rożek z gazety, tona cukru, wstrząchnięcie. 
I bufetowa zatapia zęby w ciepłym buñuelo (hiszpańskie odpowiedniki polskich pączków). Mmmmm...











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz